Częstochowa w czasach zarazy

17.10.2020

Częstochowa w czasach zarazy

Jak wygląda sytuacja epidemiologiczna w naszym mieście? Z jakimi problemami wiąże się praca władz samorządowych w dobie pandemii? Ile do tej pory Częstochowa wydała na walkę z koronawirusem? Na te i wiele innych pytań odpowiada prezydent Krzysztof Matyjaszczyk.

Katarzyna Gwara: Mija kolejny miesiąc walki z koronawirusem w Polsce. Jak wygląda sytuacja epidemiologiczna w naszym mieście?

Krzysztof Matyjaszczyk: Dwa ostatnie tygodnie to znaczący wzrost liczby zakażonych. Codziennie przybywa obecnie w Częstochowie od 30 do 60 nowych zakażeń. Wkrótce przekroczymy w mieście 1000 przypadków od początku pandemii, ale groźniejsze jest to, że aktualnie „pozytywnych” jest już blisko 600 mieszkanek i mieszkańców miasta. To przekłada się na problemy w służbie zdrowia, bo kilkanaście procent chorych wymaga hospitalizacji. Są też ci, którzy czują się źle, a jeszcze nie mają wyników testu. Dlatego apelowałem niedawno o to, aby nie lekceważyć zagrożenia i stosować się do zaleceń epidemiologów. Mam wrażenie, że kiedy przypadków było mało i zagrożenie dużo mniejsze, byliśmy bardziej zdyscyplinowani. To trochę nielogiczne, choć oczywiście uzasadnione psychologicznie, bo wszyscy są już epidemią zmęczeni. Dlatego, starając się żyć w miarę normalnie, trzeba stosować zasadę DDM, czyli trzymać dystans i zachować rozsądek w kontaktach z innymi, dezynfekować ręce i oczywiście właściwie nosić maseczki. W interesie swoim, swoich bliskich i tych, z którymi się spotykamy. Wtedy może postępy epidemii w mieście uda się zahamować, inaczej grozi nam trudny scenariusz, biorąc pod uwagę całościową kondycję polskiej służby zdrowia.

K.G.: Jak przedstawia się sytuacja w Miejskim Szpitalu Zespolonym? Czy istnieje obawa, że wkrótce zabraknie miejsc dla chorych?

K.M.: W przypadku Miejskiego Szpitala Zespolonego chodzi o to, aby nie musiał on przejmować roli szpitala dla pacjentów z koronawirusem. Oni powinni być leczeni w szpitalach II i III poziomu zabezpieczenia, czyli takich, w których funkcjonują oddziały zakaźne i obserwacyjno-zakaźne lub oddziały wysokospecjalistyczne. Jeżeli w tych szpitalach marszałkowskich czy podległych ministerstwu, nie będzie odpowiedniej liczby łóżek dla osób z covidem lub podejrzeniem covida, problem będzie narastał. Nasz miejski szpital w tej sytuacji, po pierwsze – nie będzie w stanie leczyć skutecznie innych chorych, których przecież w czasie epidemii wcale nie ubyło, a po drugie – będzie cały czas narażony na zakażenia i wyłączenia personelu. Obecna sytuacja grozi m.in. tak strategicznym dla zdrowia i życia chorych miejscom jak m.in. Szpitalny Oddział Ratunkowy. Coraz bardziej dramatyczna staje się też sytuacja kadrowa, bo w stanie epidemii lekarze i pielęgniarki są także narażeni na zakażenia lub lądują na kwarantannie, a pracy jest przecież obecnie więcej niż w normalnym czasie. Martwimy się o bezpieczeństwo zdrowotne częstochowianek i częstochowian, stąd m.in. nasze i dyrektora miejskiego szpitala listy słane do Ministerstwa Zdrowia oraz Wojewody, a także konsultacje z administracją rządową. Zobaczymy na ile poprawi w mieście sytuację utworzenie dodatkowych łóżek w placówce Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego podległego władzom marszałkowskim przy ul. PCK. Obawiam się, że na krótko, tym bardziej, że to kwestia nie tylko łóżek, ale także białego personelu, którego po prostu brakuje.

K.G.: Z naszych informacji wynika, że sanepid nie wyrabia się z wydawaniem opinii sanitarnych. W związku z tym szkoły zaczęły samodzielnie decydować o zawieszeniu pracy. Jak Pana zdaniem powinny funkcjonować szkoły w dobie pandemii? Jak wygląda sytuacja w częstochowskiej oświacie – czy wirus ją sparaliżował?

K.M.: Forma telefonicznej konsultacji z Sanepidem, potwierdzona później opinią sanitarną, jest obecnie możliwa i w ten sposób placówki oświatowe wdrażają określony tryb postępowania w związku ze stwierdzonym przypadkiem lub przypadkami koronawirusa. Faktycznie, przypadków związanych z pracą zdalną, izolacją lub kwarantanną nauczycieli i uczniów jest teraz na pewno więcej niż w pierwszej połowie września. Obecnie codziennie w kilku lub nawet kilkunastu placówkach edukacyjnych jakaś klasa lub klasy są zmuszone uczyć się zdalnie. To znaczące utrudnienie, zwłaszcza z racji nieobecności w szkole części kadry nauczycielskiej odesłanej na kwarantannę, którą w trybie stacjonarnym musi ktoś zastąpić. Naprawdę dyrekcje szkół i przedszkoli mają teraz spory ból głowy jak to wszystko zorganizować. Nie mówiłbym jednak jeszcze o paraliżu edukacji w mieście. Szkoły i przedszkola działają najlepiej jak potrafią w obecnej, trudnej sytuacji. Zakładam, że przy skokowym wzroście zakażeń (oby nie), Rząd podejmie jakieś nowe decyzje dotyczące funkcjonowania szkół. Trzeba jednak pamiętać, że odesłanie – zwłaszcza małych dzieci – z powrotem do domów, to dla nich wymierna strata, komplikacje dla rodziców i ich pracodawców, absencje w pracy, a więc w zasadzie – powrót do częściowego lockdownu.

K.G.: Ile do tej pory Częstochowa wydała na walkę z koronawirusem i ile może stracić przez pandemię? Z czego trzeba będzie ciąć? Jaka jest obecnie kondycja finansowa miasta?

K.M.: Bezpośrednie wydatki samego Urzędu Miasta na dotychczasową walkę z koronawirusem to ponad 2 mln zł (środki ochrony osobistej, sprzęt, dezynfekcja, wymazobus). Trudno na bieżąco szacować całościowe koszty miasta, w tym także jednostek i spółek miejskich. Te koszty są niemałe, ale większym problemem od tych „epidemicznych” wydatków są straty w dochodach i dokładane miastu obciążenia. Są one częściowo efektem stanu epidemii, ale przede wszystkim skutkiem wcześniejszych decyzji rządzących związanych z systemem edukacji, prawem podatkowym, kosztami mediów czy wysokością opłat środowiskowych. Samorządy, mimo postulatów, nie dostały tu żadnych rekompensat, a w ramach tarczy antykryzysowej, konkretnym wsparciem była praktycznie tylko niedawna transza środków z rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych. 25,1 mln zł dla Częstochowy, za które oczywiście dziękujemy, nie zrównoważy jednak szacowanego ubytku ok. 178 mln zł w skali roku, związanego m.in. ze zbyt niską subwencją oświatową czy konsekwencjami zmian w prawie podatkowym.
Te braki wymagają stałych i coraz wyższych cięć w wydatkach bieżących miasta i odbijają się bardzo znacząco na obecnej sytuacji finansowej Częstochowy. Projekty i inicjatywy społeczne, programy zdrowotne, dotacje sportowe czy kulturalne to m.in. sfery, które podlegają ograniczeniom, bo nie możemy przecież nie realizować wydatków sztywnych, związanych np. ze świadczeniami socjalnymi czy wynagrodzeniami nauczycieli.

K.G.: Czy mimo to uda się dokończyć realizację zaplanowanych, a także rozpoczętych już inwestycji? (można wymienić przykładowe realizacje)

K.M.: Priorytetem jest zabezpieczenie wkładu własnego do inwestycji unijnych, na które zdobyliśmy środki. Nie po to pisaliśmy te projekty i walczyliśmy o dofinansowanie, żeby teraz powiedzieć „pas”, nie damy rady, bo kryzys finansów, bo epidemia, itd… Musimy oczywiście zakończyć prowadzone unijne inwestycje, jak przebudowa linii tramwajowej, budowa centrów przesiadkowych, rewitalizacja Starego Rynku, termomodernizacje kolejnych szkół. W teren wejdą wkrótce wykonawcy „unijnych” przebudów DK-1 i DK-46. Z innych większych zadań praktycznie sfinalizowany jest już Park Wodny i Promenada Śródmiejska, trwa przebudowa stadionu Rakowa, kilku ważnych ulic, ruszają modernizacje kolejnych odcinków dróg dzielnicowych. Mamy plan inwestycji na wspomniane 25 mln, złożyliśmy ponad 20 wniosków w ramach drugiej puli Funduszu Inwestycji Lokalnych, przypominając w ten sposób m.in. o takich inwestycjach jak Bugajska bis, połączenie ul. 1 Maja z Krakowską czy przebudowa Teatru, na które dobijamy się o środki zewnętrzne już od pewnego czasu.

Nie chcemy „ciąć” bardzo miejskich inwestycji, bo one są jednym z głównych wyznaczników rozwoju miasta, poprawy komfortu życia, a poza tym nakręcają lokalną koniunkturę. Na pewno jednak możliwości wydatkowania własnych środków na zadania inwestycyjne ostatnio bardzo się kurczą, dlatego nie wiem ile nowych zadań uda się zaproponować w budżecie 2021 roku.

K.G.: Jak wygląda rządzenie miastem w czasach zarazy? Z jakimi problemami wiąże się praca władz samorządowych w dobie pandemii? Co dla miasta jest teraz największym wyzwaniem?

K.M.: To kolejne trudne zadanie, bo sami musimy ograniczać kontakty, przenosić w dużej mierze naszą pracę i aktywność zawodową do sieci uczestnicząc w spotkaniach online, wideo- lub telekonferencjach. Można do tego przywyknąć, ale – wbrew pozorom – wcale nie oznacza to oszczędności czasu czy większej efektywności, bo trudniej tak wspólnie np. analizować jakąś obszerną dokumentację, projekty, mapy czy plany.
Poza tym zwyczajnie brakuje mi bezpośrednich spotkań z ludźmi z różnych środowisk, w różnych dzielnicach miasta, które lubię i do których…przywykłem. Nie jest też to, ani dla nas, ani dla naszych mieszkanek i mieszkańców komfortowa sytuacja, w której Urząd Miasta i inne miejskie jednostki muszą pracować z ograniczeniami w obsłudze interesantów. Jeszcze późnym latem mieliśmy nadzieję, że wkrótce ponownie szerzej otworzymy urzędowe drzwi. Zaostrzona sytuacja epidemiczna w mieście i przypadki koronawirusa, które nie ominęły również pracowników samorządowych, nie pozwoliły jednak na to. Chcemy jednak nadal załatwiać wszystkie sprawy z katalogu spraw urzędowych i choć trwa to w niektórych przypadkach nieco dłużej, obsługa jest dostępna i możliwa. Gdybyśmy jednak nie wysłali pracowników na pracę zdalną lub przestój i dalej zapewniali nielimitowany dostęp interesantom do budynków UM, mógłby nas czekać całkowity paraliż urzędu z powodu czasowego wyłączenia z pracy całych zespołów ludzi. Nie mówię już o tym, że mielibyśmy na sumieniu ludzi, którzy zarażaliby się od siebie nawzajem na terenie urzędu. Miejmy nadzieję, że obecna sytuacja nie będzie trwać już bardzo długo, bo wszyscy chcemy móc funkcjonować normalnie, być z ludźmi i blisko ludzi. To przecież istota samorządu.

K.G.: Dziękuję za rozmowę.

  • kg
Najnowsze artykuły