„Kraina złotych kłamstw” – porywający kryminalny debiut częstochowianki

22.01.2022

„Kraina złotych kłamstw” – porywający kryminalny debiut częstochowianki

Na stronie wydawnictwa „Czwarta Strona”, oprócz pięknej okładki książki „Kraina złotych kłamstw” i daty premiery (26 stycznia 2022 r.) zamieszczona jest krótka notka biograficzna o autorce: Anna Górna urodzona w 1988 roku w Częstochowie. Prawniczka, absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego. Od 2014 roku mieszka i pracuje w Szwajcarii. Specjalizuje się w negocjacjach biznesowych w branży farmaceutycznej. Prywatnie miłośniczka muzyki rockowej, jogi i podróżowania szlakiem dobrego wina. Po dwóch lampkach mówi płynnie po włosku. Kraina złotych kłamstw to jej literacki debiut. Spotkałam się z Anią Górną i zadałam młodej pisarce kilka pytań.

Teresa Szajer: W 2018 roku ukończyła pani kurs pisania powieści Miasta Literatury UNESCO w Krakowie, który przesądził o tym, że zajęła się pani pisaniem – to już wiemy z biografii. Jednak skąd pomysł, aby wybrać się na taki właśnie kurs? Czy to spełnienie marzeń z dzieciństwa?

Anna Górna: Nie do końca. Marzyłam by zostać prawniczką i tak też się stało, ale od wczesnych lat nastoletnich pisałam różne rzeczy do szuflady, dla własnej przyjemności, nie myśląc nawet o tym by coś opublikować. Na studiach zrobiłam pierwsze podejście do powieści, mój zapał okazał się jednak raczej słomiany. Stwierdziłam, że muszę do tego jeszcze dorosnąć, ale obiecałam sobie, że kiedyś napiszę książkę.

Minęło parę lat i zupełnie przypadkiem, przy okazji sprawdzania recenzji jakiejś książki, dowiedziałam się o kursie pisania powieści Miasta Literatury UNESCO. Pomyślałam sobie, że właściwie czemu nie, lepszy moment się pewnie nie trafi. Termin przyjmowania zgłoszeń upływał za dwa dni. Napisałam szybko opowiadanie na zadany temat i ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, zostałam przyjęta.

T.S.: Nakładem wydawnictwa Czwarta Strona ukaże się pani debiutancka książka pt. „Kraina złotych kłamstw”. Może mało oryginalne będzie pytanie, ale ciekawi mnie, co skłoniło Panią do napisania właśnie kryminału?

A.G.: To, że sama jestem ich wierną czytelniczką. Ani przez moment nie wahałam się jakiego gatunku się podejmę. To musiał być kryminał.

T.S.: Skąd czerpała pani inspiracje do napisania tej książki? Czy to historia oparta na prawdziwych wydarzeniach, czy tylko fikcja literacka?

A.G.: Fikcja oparta bardzo luźno o dwie faktyczne sprawy. Zaczerpnęłam z nich kilka szczegółów, ale wszystko inne to już wytwór mojej wyobraźni.

T.S.: Ile czasu zajęło pani napisanie tej książki?

A.G.: Jakieś trzy lata, ale zdarzyły mi się w tym czasie dłuższe przerwy.

T.S.: Jak przebiegł proces tworzenia tej książki? Czy stworzony został na początku jakiś szkic fabularny, scenariusz, czy pisała pani na tzw. żywioł, nie trzymając się żadnego planu? Czy od początku wiedziała pani, jak zakończy się ta historia?

A.G.: Od początku wiedziałam jak wszystko się skończy. Zaczęłam od planu książki, scena po scenie. Chciałam zbudować całą układankę, by potem rozebrać ją na części i mam nadzieję, że udało mi się rozrzucić je w taki sposób, by czytelnik miał jak największą frajdę z rozwiązywania łamigłówki.

T.S.: Książka opowiada o mężczyźnie, który został oskarżony o zabicie swojej partnerki, mimo że prokurator nie miał dostatecznych dowodów. To jednak nie tylko kryminalna zagadka, ale książka opowiadająca o naszych uprzedzeniach i wydawaniu zbyt pochopnych wniosków…

A.G.: Tak, zleceniodawcą głównego bohatera jest Jack Harford, mężczyzna, którego piętnaście lat temu oskarżono o zabójstwo i choć prokuratura oddaliła zarzuty, to w oczach opinii publicznej Harford był wtedy winny. Punktem wyjścia mojej powieści jest pytanie, czy możemy wyzbyć się uprzedzeń, gdy w otoczeniu osoby, która żyje w cieniu takich oskarżeń, znów dochodzi do czyjegoś zniknięcia. Czy możemy wierzyć komuś, kogo świat uważa za kłamcę.

Piotr Sauer, główny bohater, ma trudne zadanie. Musi wyjaśnić sprawę, choć nie ma pewności czy nie został zaangażowany przez mordercę, który zaangażował go, by znalazł kozła ofiarnego na jego miejsce. Czy jego zleceniodawca jest autentycznie niewinny.

Choć są bardzo różni, Sauer i Harford obydwoje wyjechali do Szwajcarii by odciąć się od swojej przeszłości i zacząć wszystko od nowa i nie chcę tutaj za dużo zdradzać, ale żadnemu z nich się to nie udało. Czasem wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma, ale jeśli nie rozprawimy się ze swoimi demonami, one i tak nas dogonią. To też jest motyw przewijający się w mojej powieści.

T.S.: „Kraina złotych kłamstw” to książka, której akcja toczy się głównie w Zurychu. Czy to miasto wybrała pani przypadkowo? Dlaczego Zurych, a nie Częstochowa czy Kraków?

A.G.: Szwajcaria to bardzo bezpieczny kraj, a mimo wszystko dochodzi w niej nieraz do straszliwie brutalnych zbrodni. Ten kontrast wydał mi się ciekawy, a przez to, że tam mieszkam, wybór miejsca był zwyczajnie wygodny.

T.S.: Nie boi się pani krytyki? Kryminały wywołują różne reakcje u czytelników. Jedni z nich drwią, inni krytykują, jeszcze inni są obojętni. Oczywiście nie brakuje też osób, które uwielbiają ten gatunek.

A.G.: Wydanie książki, w jakimkolwiek gatunku to odsłonięcie siebie. Pierwsze przedpremierowe recenzje są na razie bardzo przychylne, ale oczywiście liczę się z tym, że spotkam się z krytyką. Czas pokaże jak bardzo jestem na nią odporna.

T.S.: Czy uważa pani, że przy pisaniu książek potrzebna jest dyscyplina i systematyczność? Jak przebiegała praca nad tą książką – czy była wypadkową spontanicznych decyzji i możliwości czasowych, czy raczej ciężka, systematyczna praca?

A.G.: Zdecydowanie to drugie. Gdybym miała pisać tylko kiedy najdzie mnie na to ochota, ta książka by nie powstała. Na kurs Miasta Literatury UNESCO trafiłam kiedy miałam kilka miesięcy przerwy w pracy zawodowej, nie miałam jeszcze rodziny, więc mogłam się w pełni temu poświęcać. Kończyłam pisać Krainę Złotych Kłamstw w czasie drzemek kilkumiesięcznej córki, a potem już pracując na pełen etat, wieczorami, gdy szła spać.

T.S.: Co pomaga pani w pracy twórczej, a co przeszkadza i rozprasza?

A.G.: Najbardziej pomaga mi krótki termin i wyłączenie wifi w laptopie. Czasami chcąc sprawdzić jedną rzecz można stracić dwie godziny gdzieś w czeluściach Internetu, więc zauważyłam, że blokowanie takich rozpraszaczy wpływa pozytywnie na moją produktywność.

T.S.: Czy według pani istnieje coś takiego jak wena, natchnienie, czy też odwrotnie niemoc twórcza? A może te zjawiska wymyślono, by pisarze mogli usprawiedliwić brak pomysłów? Czy doświadczyła pani któregoś z tych zjawisk?

A.G.: Wena to dla mnie te rzadkie momenty, kiedy zapala się żarówka nad głową, historia sama płynie i bohaterowie przejmują stery. Ale większość czasu przy pisaniu książki to po prostu stukanie w klawisze, godziny, które trzeba wysiedzieć, by popchnąć tekst do przodu. Mam wrażenie, że największym wrogiem pisarzy jest dziś prokrastynacja, a nie brak weny. Zwykle pomysłów nie brakuje, gorzej z ich realizacją. Potrzeba dużo samodyscypliny.

T.S.: Czy pracuje już nad nową książką? Czy napisze pani książkę z innego gatunku? Do jakiego gatunku nigdy pani nie sięgnie?

A.G.: Tak, pracuję nad następnym tomem serii o Piotrze Sauerze. Myślę, że w najbliższych latach będę trzymać się kryminałów.

T.S.: Gdyby Pani mogła wcielić się w rolę krytyka, to jak oceniłaby Pani swoją książkę? Dlaczego warto ją kupić i przeczytać?

A.G.: To pewnie niezbyt oryginalne, ale pisałam książkę, którą sama chciałabym przeczytać, a lubię mroczne, gęste kryminały z dobrze przemyślanym wątkiem obyczajowym i bohaterami, którym się kibicuje. Jeśli ktoś lubi klasyczne detektywistyczne historie i ma ochotę wybrać się w czytelniczą podróż do Szwajcarii, to myślę, że moja powieść może mu się spodobać.

T.S.: Jakich pisarzy, szczególnie polskich, ceni pani sobie najbardziej? Którą książkę przeczytaną w ostatnim czasie poleciłaby pani czytelnikom?

A.G.: Jestem jedną z osób, które ubolewają, że Zygmunt Miłoszewski porzucił serię o Szackim. Bardzo cenię też cykl Roberta Małeckiego z Bernardem Grossem, to świetne książki. Z zagranicznych zachwyciła mnie ostatnio Jane Harper, czytam wszystko, co wydaje. Urzeka mnie oszczędność środków wyrazu i klimatyczna atmosfera tych powieści.

T.S.: I na koniec, co pani sądzi o tym cytacie… Amerykański pisarz Jeffery Deaver w jednym z wywiadów został zapytany, czy nie myślał o porzuceniu pisania, kiedy pierwsze powieści zostały uznane za nieudane. Odpowiedział: „Z pisaniem jest trochę jak z produkcją samochodów, nie ma w tym nic magicznego. Jeśli firma wypuszcza model, w którym coś jest nie tak, ludzie go nie kupują. Dlatego musi się zastanowić, co zmienić, aby kolejny został kupiony. I tak właśnie podszedłem do problemu, zastanowiłem się, co było nie tak z moimi pierwszymi książkami i starałem się to zmienić. Ale nigdy nie myślałem o tym, żeby przestać”.

A.G.: To bardzo analityczne podejście i w pewnym stopniu mam podobnie. Podczas kursu pisania miałam okazję testować pierwsze rozdziały mojej powieści na innych uczestnikach. Potrzebowałam paru podejść, by odbiór zgrał się z tym, co chciałam przekazać.

Pierwszą połowę książki wyrzuciłam do kosza i napisałam ją od nowa. Biorąc pod uwagę, że całość ma 600 stron, te pierwsze trzysta trochę mnie zabolało, ale myślę, że było warto. Okazało się, że historia będzie znacznie ciekawsza, jeśli rozpocznę ją w innym momencie.

Te trzy lata, które spędziłam nad Krainą Złotych Kłamstw, dużo mnie nauczyły. Pisząc tę powieść, uczyłam się pisania w ogóle. Doprowadziłam ją do takiej wersji, gdy czułam, że dałam z siebie wszystko i teraz tylko doświadczony redaktor mógłby mi pomóc. Na szczęście książka spotkała się z pozytywną reakcją kilku wydawców i mogłam doszlifować ją już pod okiem profesjonalistów.

T.S.: Dziękuję za rozmowę.

 

Spotkanie autorskie z Anną Górną zaplanowano na piątek, 28 stycznia w Ośrodku Promocji Kultury Gaude Mater. Początek o godzinie 19.00.

  • Teresa Szajer
Najnowsze artykuły