Mam nadzieję, że spełnią się marzenia o własnej płycie

28.10.2017

Mam nadzieję, że spełnią się marzenia o własnej płycie

Katarzyna Gwara: Tego wątku nie da się ominąć – od twojego występu w The Voice minęły trzy lata. To pewnie był jeden z przełomowych momentów w twoim życiu?

Iga Kozacka: Oczywiście – pod pewnymi względami moje życie się zmieniło. Nie jestem już incognito, stałam się rozpoznawalna. Nie będę ukrywać, że program pomógł mi w otworzeniu niektórych furtek, bo nie jestem już anonimowa. Każda forma reklamy, dla osoby która chce występować na scenie, jest nie zwykle istotna. To była pewnego rodzaju szkoła przetrwania, dzięki której mam bagaż doświadczeń.

KG: Zazdrościsz trochę aktualnym uczestnikom, że ta przygoda jeszcze przed nimi?

IG: Nigdy się nad tym nie zastanawiałam… Jasne, że śledzę program, ale nie z takim zaangażowaniem, jak wcześniej – te edycje poprzedzające moją, oglądałam, jak zahipnotyzowana. Może też przez to, że swoich sił próbowałam już od drugiej. Dostałam się dopiero do piątej. Można powiedzieć, że już mnie tam doskonale znali (śmiech). Żartowałam sobie, że przepuścili mnie wreszcie, bo wiedzieli, że nie odpuszczę. Poza tym mam na swoim koncie wiele innych castingów – poza The Voice stratowałam również to X Factora, Mam Talent, Must be the music. Wcześniej byłam też w Bitwie na głosy. To dało mi przedsmak tego, co z czym spotkałam się podczas The Voice, chociaż to zupełnie inna formuła.

KG: Teraz, z perspektywy czasu, jak na to patrzysz? Czy uważasz, że programy typu talent show są rzeczywiście dla uczestników czy bardziej dla jurorów? Niewielu wykonawców, którzy w nich zadebiutowali, utrzymują się na scenie chociażby rok. Czasem, żeby zaistnieć nie trzeba nawet dobrze śpiewać tylko mieć charyzmę i kupić widzów. Co innego z jurorami. Cięty język, riposty jak brzytwa, bezlitosne porównania sprawiają, że to o nich się mówi – nawet częściej niż o uczestnikach.

IG: Programy tego typu są niewątpliwie ogromną reklamą dla jurorów, ale zarazem szansą dla uczestników. Właściwie wszystko zależy od danej osoby i jej samozaparcie, czy po zderzeniu z tym światem chce to robić dalej, czy się wycofuje. Nie z każdym wytwórnia płytowa podpisuje kontrakt. W tego typu programach liczy się też szczęście – albo trafi się na ciekawe osoby, które cię zauważą i pomogą zaistnieć, albo nie. Oczywiście wiele też zależy od muzyki – wiadomo, że typowy pop prędzej się sprzeda, i co za tym idzie, szybciej się zrobi „karierę”.

KG: A tobie raczej bliżej do muzyki niszowej…

IK: Zdecydowanie – bardziej stawiam na soul, r&b, trochę jazz. Chociaż tutaj mamy przykład Moniki Brodki, która nagrała płytę pod publiczność, zaistniała i wypłynęła na szersze wody, a później mogła dopracować swój niszowy, alternatywny projekt. Jest to też jakiś pomysł.

KG: Fala popularności, jaka przychodzi nagle po wielokrotnym pojawianiu się w telewizji może być uciążliwa, trudna. Odczułaś to?

IK: Raczej nie. Ta popularność w moim przypadku akurat pomaga. Po programie posypało się więcej propozycji koncertowych. Poza ja uczę śpiewać – fakt, że byłam w programie również przemawia na moją korzyść, bo świadczy o tym, że mam doświadczenie w tym, co robię. Nie podpieram się jedynie wykształceniem.

KG: Co jakiś czas koncertujesz z Mezem. To będzie coś stałego?

IK: Mam na swoim koncie kilka koncertów z Mezem. Stworzyliśmy dość niszowy kawałek „Chemia”. Co będzie dalej? Nie wiem. Jacek jest bardzo otwartą osobą. Nawet jak nagrywaliśmy klip do tego numeru, nie spodziewałam się, że będzie taki bezpośredni i ciepły. Nie było żadnej bariery, którą czasem tworzą „gwiazdy”. Da się z nim tak normalnie porozmawiać. I tutaj znowu muszę wrócić do The Voice – podejrzewam, że to też pomogło mi w nawiązaniu z nim współpracy, fakt, że miałam doświadczenie i nie przyszłam z ulicy.

KG: Jak nawiązaliście współpracę?

IK: Współpracuję z gitarzystą, który miał w szufladzie kilka piosenek. Stwierdziliśmy, że fajnie byłoby coś wspólnie nagrać. W „Chemii” było miejsce na wstawkę rapową. Mariusz stwierdził, że wyślemy nasz materiał i propozycję współpracy. Jako pierwszy zareagował Mezo.

KG: Na koncertach śpiewasz też stare przeboje Meza. Odnalazłaś się w tej roli?

IK: Musiałam (śmiech). Skoro zdecydowałam się na współpracę to musiałam stanąć na wysokości zadania. Piosenki Meza są znane i sama ich słuchałam. Efekt podobno jest zadowalający (śmiech). Zresztą sam Mezo podkreślał, że on jest otwarty na propozycje. Trafienie na ludzi, którzy będą cię dopingować i wspierać w tej branży jest bardzo potrzebne. To daje nadzieję na przyszłość…

KG: A co aktualnie dzieje się w Twoim muzycznym życiu? Praca nad płytą?

IG: Owszem pracuję nad płytą, materiał właściwie mam gotowy, ale wydanie jej wiąże się z ogromnymi nakładami finansowymi. Aczkolwiek często zdarza się, że na koncertach gram swoje piosenki i patrzę na reakcję publiczności. Nie chcę się ograniczać tylko do coverów. Poza tym mam pomysł na zrobienie sesji live w Miejskim Domu Kultury przy ulicy Łukasińskiego – to bardzo fajna prezentacja swoich numerów w internecie. Przygotowuję się też do bardzo fajnego projektu – wraz z innym uczestnikami z The Voice z różnych edycji 3 listopada w Ciechanowie chcemy stworzyć wieczór z piosenkami Czesława Niemena i Ryśka Riedla. Będą to solówki oraz różne konstelacje. Niewykluczone, że podobne wieczory będziemy robić w różnych miastach i pod szyldami różnych artystów. A co do samej płyty to mam nadzieję, że marzenie o niej spełni się, jeśli nie w tym, to w przyszłym roku.

KG: Dziękuję za rozmowę.

  • kg
Najnowsze artykuły