Śniadanie dla mistrzów

12.09.2021

Śniadanie dla mistrzów

Zaczynali od kilkunastu śniadań dziennie. Początkowo chcieli bowiem połączyć pracę na etacie z prowadzeniem własnego biznesu. Ten miał być zajęciem tylko dorywczym. Wszystko potoczyło się jednak… nieco inaczej. Dziś Mateusz Kotwica i Marek Biernat prowadzą dobrze prosperującą firmę śniadaniową nie tylko w Częstochowie. Jakie były ich początki? Jaki mają przepis na sukces?

Katarzyna Gwara: Zróbmy sobie sentymentalną wycieczkę w przeszłość. Jak narodził się u was pomysł prowadzenia własnej firmy? Skąd pomysł na otwarcie lokalu, w którym oferowane są wyłącznie śniadania?

Mateusz Kotwica: Wszystko zaczęło się osiem lat temu. Pracowaliśmy z Markiem na etacie w jednej z firm. Marzyło nam się, aby przy okazji prowadzić też własną działalność. Mieliśmy jednak świadomość, że nasz pierwszy biznes może być tylko dodatkowym zajęciem. A, że czasem każdemu z nas zdarzało się zapomnieć o śniadaniu do pracy, to stwierdziliśmy, że ktoś, kto je dowozi i podstawia niemal pod nos, byłby ideałem (śmiech). Stwierdziliśmy: to jest myśl! Skoro świt przygotowywaliśmy więc kanapki i ruszaliśmy z nimi w trasę, a później pracowaliśmy na etatach.

Marek Biernat: Z czasem jednak było coraz trudniej pogodzić oba zajęcia. Postawiliśmy więc wszystko na jedną kartę i odeszliśmy z pracy. Stwierdziliśmy, że otworzymy knajpę, w której poza śniadaniami będziemy też sprzedawać dania obiadowe. Właściwie to te drugie miały być wiodące.

Mateusz Kotwica: Okazało się jednak, że śniadania wciąż się bardzo dobrze sprzedają. Ba! Bywały nawet momenty, że schodziło ich więcej niż obiadów. Uznaliśmy więc, że trzeba wybrać jeden kierunek, w którym będziemy się rozwijać. A, że knajpy serwujące obiady są niemal na każdym rogu, to ten wybór wydawał się oczywisty. Postawiliśmy śniadania i firmy śniadaniowej z prawdziwego zdarzenia. Już wtedy zakiełkowała nam w głowie myśl, aby swoje oddziały otwierać – np. na zasadach franczyzy – też w innych miastach.

Katarzyna Gwara: Gdzie zatem – poza oczywiście Częstochową – znajdziemy „Śniadaniowców”?

Marek Biernat: W pięciu innych miastach – w Opolu, Sosnowcu, Kielcach, Ostrowcu Świętokrzyskim, a od niedawna również w Gliwicach. Cztery pierwsze działają na zasadzie franczyzy, a ten ostatni prowadzimy sami. Marzy nam się, aby w niedalekiej przyszłości otworzyć kolejny punkt – tym razem w Krakowie. Nie ukrywamy, że jesteśmy dumni z tego faktu. Niewiele częstochowskim przedsiębiorcom z branży gastronomicznej udało się otworzyć swoje punkty w innych miastach.

Katarzyna Gwara: Wbrew pozorom nie jesteście typowym lokalem śniadaniowym. Wyróżnia was przede wszystkim fakt, że nie można się u was stołować, bo ze swoją ofertą wychodzicie na zewnątrz. W jaki zatem sposób pozyskiwaliście swoich pierwszych klientów?

Mateusz Kotwica: Mówiąc kolokwialnie trochę… z partyzantki (śmiech).

Marek Biernat: Chodziliśmy od firmy do firmy i przedstawialiśmy swoją ofertę. Nie czekaliśmy aż klienci sami nas znajdą. Wiedzieliśmy, że jeśli chcemy sprzedać nasz produkt, musimy go zaprezentować, jak największemu gronu. W tej kwestii od tylu lat nic się nie zmieniło. Do tej pory sami szukamy kanałów dystrybucji i przecieramy szlaki dla naszych pracowników.

Katarzyna Gwara: A co jeśli do danej firmy nie dotrzecie, a ona chciałaby nawiązać z wami współpracę?

Marek Biernat: Wystarczy się z nami skontaktować. Można nas znaleźć na facebooku, zadzwonić, czy napisać emaila. Nie jest to w żaden sposób wiążące. Nasz kierowca dociera po prostu do danego miejsca i sprzedajemy nasze produkty. Na początek współpracy zawsze mamy jakąś promocję – tak, aby pracownicy spróbowali naszych wyrobów. Później ustalamy szczegóły – umawiamy się, o której do firmy dociera pracownik, gdzie ma się zgłosić i jak długo czeka na klientów. Nie narzucamy firmom, że musimy sprzedać w danym dniu tyle i tyle kanapek, abyśmy przyjechali następnego dnia.

Katarzyna Gwara: Czy przeciętny Kowalski może u was zamówić pojedynczy posiłek?

Marek Biernat: Oczywiście. Mamy specjalną aplikację za pośrednictwem, której można zamawiać oferowane przez nas dania. To najszybszy i najłatwiejszy sposób. Nasz kierowca dostarczy posiłek nawet do domu. Zamówienie musi być jednak warte przynajmniej 25 zł. Dowozimy do godziny 12.00.

Katarzyna Gwara: Co obecnie można znaleźć w waszym menu?

Mateusz Kotwica: Obecnie nasza oferta jest bardzo szeroka. Poza śniadaniami mamy dania typu fast food, do tego różnego rodzaju sałatki, a nawet krewetki. Są też dania obiadowe – wśród nich dania mięsne i wegetariańskie. Coś dla siebie znajdą też miłośnicy makaronów, pierogów, a nawet sushi.

Marek Biernat: Do tego różnego rodzaju desery, lemoniady, a nawet świeżo wyciskane soki.

Mateusz Kotwica: Co istotne, zaczęliśmy również współpracować z innymi firmami z branży gastronomicznej. Chcemy naszym klientom proponować coraz więcej. Dzięki temu można u nas kupić produkty oferowane przez Lekki Kęs, czy A Nóż Widelec, a także desery z Fit Cake. Krótko mówiąc, oni produkują, a my to sprzedajemy. Jeśli ktoś chce nawiązać z nami współpracę, to zapraszamy. Staramy się nie konkurować, a współpracować. Każdemu przecież chodzi o klienta. Dlaczego więc nie przedstawiać oferty innych lokali? Czas pandemii dał się wszystkim mocno we znaki. „Śniadaniowców” zamknęliśmy na 1,5 miesiąca i po powrocie musieliśmy właściwie zaczynać wszystko od nowa. To właśnie udowodniło, że w branży gastronomicznej nie można wprowadzać niezdrowej konkurencji. Działania z innymi przedsiębiorcami bardzo fajnie się układają Docelowo chcemy tę współpracę rozszerzyć o kolejnych przedsiębiorców, dzięki czemu nasze menu będzie bardzo duże i będzie można znaleźć w nim niemal wszystko.

Katarzyna Gwara: Skąd bierzecie produkty, z których przygotowujecie swoje dania?

Mateusz Kotwica: Wszystkie pochodzą od lokalnych dostawców. Są zawsze świeże i najwyższej jakości. Co ciekawe, nasi franczyzobiorcy również zamawiają dokładnie te same produkty właśnie z Częstochowy. Dzięki temu znacznie poszerzyliśmy rynek lokalnym dostawcom.

Katarzyna Gwara: Przygotowanie śniadania to tylko pozornie bardzo łatwe zadanie. Skąd więc czerpiecie inspiracje?

Mateusz Kotwica: Wszystkie przepisy są naszego autorstwa. W swoim życiu zjedliśmy naprawdę wiele kanapek. Mamy więc doświadczenie i możemy eksperymentować na wszystkie sposoby (śmiech). Uważamy, że tylko innowacyjne pomysły mają szanse się sprzedać. Oferowanie tego samego, co ma konkurencja, mija się z celem.

Marek Biernat: Mamy świadomość, że nie jesteśmy ekspertami kulinarnymi. Ale jak pokazuje doświadczenie, mamy chyba całkiem niezłe wyczucie smaku. Wiele inspiracji czerpiemy z podróży – uwielbiamy próbować regionalne dania. Zdarza się, że niektóre elementy wprowadzamy też do naszego menu.

Katarzyna Gwara: Czy w knajpach w innych miastach znajdziemy dokładnie takie same pozycje?

Marek Biernat: Tak. Co prawda czasem do menu trafiają kanapki, czy obiady charakterystyczne dla danego regionu, ale każda zmiana, czy nowość jest z nami konsultowana i musi zostać przez nas zaakceptowana.

Katarzyna Gwara: A kto decyduje, które pozycje są usuwane w menu?

Mateusz Kotwica: Właściwie to nasi klienci. Jeśli coś się nie sprzedaje, to daną pozycję wycofujemy. Staramy się oczywiście rotować smakami. Co ciekawe, czasem coś wycofamy, bo cieszy się małym zainteresowaniem, a po jakimś czasie klienci sami proszą, aby to danie przywrócić. Zawsze staramy się wyjść naprzeciw ich oczekiwaniom i spełniać ich prośby.

Katarzyna Gwara: Co się obecnie najlepiej sprzedaje?

Marek Biernat: Przede wszystkim kanapka angielska, panini w najróżniejszych wersjach oraz kurczak ostry, który jest w naszym menu od samego początku. Staramy się też urozmaicać naszą ofertę pod względem obiadowym – w każdym dniu oferujemy coś innego. To, co aktualnie jest dostępne, można sprawdzić na naszym profilu na facebooku.

Katarzyna Gwara: Czy nie kusi was, aby otworzyć lokal, do którego będziecie zapraszać swoich klientów?

Mateusz Kotwica: Raczej nie. Takich miejsc jest na pęczki. Chcieliśmy prowadzić coś innego, wyjść ze swoimi usługami na zewnątrz. Nie chcieliśmy czekać na klienta, a sami się do niego udać. Uczyliśmy kierowców, jak prezentować nasze produkty, aby ktoś zechciał je kupić. Gdy początkowo prowadziliśmy knajpę z obiadami, wiedzieliśmy, że nasz potencjał nie został w pełni wykorzystany.

Każdy wyjazd do firmy to dla nas bardzo duża nauka. Musimy starać się dwa razy bardziej, żeby tam dojechać i zaprezentować, co mamy do zaoferowania. Tutaj codziennie musimy sprostać wyzwaniu, żeby nikt nie był rozczarowany i kolejnego dnia również skorzystał z naszej oferty.

Marek Biernat: To również doskonały sposób na przełamanie swojej nieśmiałości. Czasem ciężko bowiem stanąć przed 30-40 osobami i zacząć pasjonująco opowiadać o… kanapkach. To naprawdę nie lada sztuka. Na szczęście mamy ekipę, która sprostała temu wymagającemu zadaniu.

Katarzyna Gwara: Co się dzieje z produktami, które w danym dniu się nie sprzedadzą?

Mateusz Kotwica: Każdy z kierowców otrzymuje określoną pulę zarówno kanapek, jak i dań obiadowych. Właściciele firm, czy sami pracownicy nie zamawiają określonej ilości posiłków. W jednym dniu sprzedamy ich więcej, w innym mniej. Część oczywiście zostaje, ale u nas nic się nie marnuje. Każdego dnia wszystko przekazujemy do Fundacji Chrześcijańskiej Adullam.

Katarzyna Gwara: Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w dalszym gastronomicznym podbijaniu naszego kraju.

 

  • kg
Najnowsze artykuły