Kodeks pracy. Czeka nas rewolucja?

Do marca przyszłego roku Komisja Kodyfikacyjna Prawa Pracy ma przygotować nowy kodeks. Ze wstępnych informacji wynika, że najważniejsze zmiany mają dotyczyć urlopu.

O rozważanych propozycjach poinformował „Fakt”.Obecnie pracownik może mieć albo 20 albo 26 dni wolnych. Czynnikiem decydującym jest długość stażu, wspomniane 26 dni dotyczy pracowników, którzy pracowali dłużej niż 10 lat. Zgodnie ze wstępnymi doniesieniami, po zmianach każdy – niezależnie od przepracowanego okresu – miały do dyspozycji co najmniej 26 dni (firmy – jeśli będą chciały – wymiar urlopu będą mogły wydłużyć). Warto jednak zaznaczyć, że kumulowanie zaległych urlopów byłoby niemożliwe. Przysługujące dni wolne obowiązywałyby tylko w bieżącym roku kalendarzowym. Tylko w wyjątkowych sytuacjach urlop mógłby być wykorzystany do końca marca następnego roku.

Wśród listy zmian, znajduje się również kwestia umów. Obecnie pracodawca może zatrudnić pracownika na podstawie umowy o pracę, umowy o dzieło i umowy zlecenie. Umowy „śmieciowe” nie dają pracownikom gwarancji urlopu oraz wypłaty stałej pensji. Według wstępnej koncepcji nowy kodeks odszedłby od takiego podziału. Zamiast trzech typów umów byłyby dwa – umowy etatowe i umowy nieetatowe. Ta druga obowiązywałaby tylko w przypadku pracy okazjonalnej, do 16 godzin tygodniowo. W obu przypadkach zatrudnieni będą mieć prawo do urlopu i stałego wynagrodzenia.

Zmienić mają się także zasady tzw. urlopu na żądanie. Obecnie pracownik ma prawo do czterech takich dni w ciągu roku, udzielanych jednak w ramach urlopu wypoczynkowego. Za czas nieobecności wypłacane jest 100 proc. pensji. Nowy kodeks zachowałby prawo do czterech dni urlopu na żądanie, ale za okres jego trwania nie byłoby wypłacane wynagrodzenie – chyba, że pracodawca w porozumieniu z pracownikami uznałby, że to część urlopu wypoczynkowego.

To, jaki kształt przyjmą ostatecznie przepisy, będzie zależało ode resortu pracy, którym kieruje Elżbieta Rafalska.