Cały czas rośniemy w siłę

05.12.2021

Cały czas rośniemy w siłę

Po szczebelkach do wielkiego świata biznesu – tak w największym skrócie można opisać Fedira Yurkevycha, prezesa zarządu Hegelmann Transporte. Zarządzania przez niego firma – jako część międzynarodowej grupy zlokalizowanej w 18 krajach na świecie – jest jedną z największych firm transportowych w naszym kraju. Swoją przygodę z tą branżą zaczynał… jako kierowca ciężarówki.

Teresa Szajer: Każdy mały chłopiec marzył, żeby zostać policjantem czy strażakiem. A o czym pan marzył będąc małym chłopcem?

Fedir Yurkevych: Chciałem być pilotem samolotu. To było kiedyś moim marzeniem. Później chciałem być pomocnikiem w szpitalu. Chciałem po prostu pomagać ludziom, robić coś dobrego dla innych. Mama i tata wpoili nam, że aby dojść do czegokolwiek, trzeba pracować. Dorabialiśmy od najmłodszych lat. Jak chcieliśmy mieć rower, to musieliśmy na niego zarobić – takie metody wychowawcze stosowali moi rodzice. Często pomagaliśmy też w polu. Moją pierwszą poważną pracą była natomiast praca w szkole. Uczyłem wychowania fizycznego. Szło mi chyba całkiem nieźle, bo… rodzice uczniów przychodzi i chcieli mnie poznać. Zastanawiali się: cóż to jest za pedagog, który przekonał moje dziecko do aktywności fizycznej.

T.S.: Później były inne zajęcia? Jak to się stało, że został pan prezesem takiej ogromnej firmy?

F.Y.: Przez 4 lata pracowałem w szkole sportowej. Najpierw przez dwa lata byłem trenerem piłki ręcznej, potem objąłem stanowisko dyrektora tej placówki. Po jakimś czasie mój brat wyjechał do Portugalii i namówił mnie, abym do niego dołączył. Zostawiłem więc Ukrainę i wyjechałem. Tam najpierw pracowałem w różnych fabrykach, a potem przy budowie dróg. Z kolei mój brat był zawodowym kierowcą. Zaproponował, żebym też się uczył w tym kierunku. Zastanawiałem się, ale to właściwie on podjął za mnie decyzję – moje wcześniejsze zajęcia wiązały się ze sporym ryzykiem wypadków przy pracy, których niestety także doświadczyłem. Brat powiedział: dość tego i zabrał mnie do siebie. Przez rok jeździłem z nim. I tak zaczęła się moja praca dla grupy Hegelmann. Jeździłem jako kierowca. Po blisko dziesięciu latach zaproponowano mi, abym otworzył w Polsce oddział Hegelmann. Zgodziłem się i teraz jestem tu, gdzie jestem.

T.S.: Hegelmann jest jedną z największych firm w Częstochowie?

F.Y.: Właściwie jesteśmy największą spółką w kraju z własnym taborem. Mamy powyżej 2000 ciężarówek. Zatrudniamy obecnie ponad 3500 kierowców. Cały czas rośniemy, ale jednocześnie kładziemy nacisk na rozwój kompetencji zatrudnionych u nas osób.

T.S.: Czy aktualnie poszukujecie pracowników?

F.Y.: Oczywiście. Poszukujemy kierowców oraz pracowników biurowych, np. obecnie księgowych oraz specjalistów finansowych. Poza Częstochową rozpoczynamy również nabór specjalistów do Żarskiej Wsi, gdzie od połowy przyszłego roku rozpocznie działalność Hegelmann Hub, nasza baza transportowa. Proszę sobie wyobrazić, że do jej obsługi będziemy potrzebować ponad 400 osób – różnych specjalistów związanych z serwisem transportu ciężarowego, ale nie tylko. Podkreślę również, że w tej rekrutacji otwieramy się także na osoby bez doświadczenia, z wykształceniem kierunkowym, które będziemy szkolić we własnym zakresie.

T.S.: Na jakie wynagrodzenie mogą liczyć?

F.Y.: Oferujemy atrakcyjne wynagrodzenie. Dodatkowo płacimy za staż pracy. Staramy się, aby każdy nasz pracownik czuł się bezpiecznie pod względem finansowym, ale nie tylko.

T.S.: Kolejny rok z rzędu Hegelmann zajmuje czołowe miejsce w rankingu firm TSL. Jaki jest przepis na sukces?

F.Y.: Kluczem jest bardzo dobre zarządzanie. Jeden człowiek nie zrobi sam wszystkiego. W naszym polskim oddziale mamy 17 kierowników działów, którzy monitorują, efektywnie zarządzają i szybko przekazują różne informacje. Staramy się też jak najwięcej ze sobą rozmawiać. Gdy pojawi się jakiś problem, wspólnie szukamy rozwiązania.

T.S.: Ubiegły i ten rok upływają pod znakiem pandemii. Mimo to Hegelmann radzi sobie bardzo dobrze. Wykazaliście dochód o 11% wyższy niż w ubiegłym roku.

F.Y.: Branża transportowa jak każda inna odczuła skutki pandemii – utrzymanie ciągłości funkcjonowania biznesu było dla nas zawsze priorytetem. Stanęliśmy przed szeregiem nowych wyzwań, z których wyszliśmy obronną ręką, głównie dzięki zaangażowaniu zespołu pracowników, którzy mimo niepewnej sytuacji pozostali z firmą w tym niełatwym czasie. Nieocenione jest również wsparcie naszych partnerów bankowych, którzy wsparli nas w czasie kryzysu.

T.S.: Czy Częstochowa to dobre miasto na prowadzenie biznesu? Jak się panu współpracuje z władzami miasta?

F.Y.: Bardzo dobre. Gdy poznałem prezydenta Krzysztofa Matyjaszczyka, miło zaskoczyłem się, że nie patrzył na mnie przez pryzmat obcokrajowca. Gdy zaczynaliśmy naszą współpracę, firma była niewielka. Mimo to staraliśmy się wspierać lokalne inicjatywy i kluby sportowe. Z roku na rok współpraca z władzami miasta coraz bardziej się zacieśnia.

T.S.: Jaki był najbardziej nietypowy ładunek, który mieliście okazję przewozić?

F.Y.: Mamy w tym temacie pewną anegdotę z mojego własnego doświadczenia jako kierowcy. Kiedyś załadowałam sery pleśniowe, ale nie zauważyłem, że powinny być one w niskiej temperaturze. Zorientowałem się, gdy dojechałem do Barcelony. Zadzwoniłem do centrali. Kazali mi natychmiast włączyć minusową temperaturę, aby je jak najszybciej przymrozić. Włączyłem, a oni chcieli weryfikować ładunek. Stałem cały biały i spocony. Wyciągają ładunek, a na serze jest… pleśń! Pomyślałem, że to ja go zepsułem (śmiech). Byłem pewien, że zepsułem cały ser. Na szczęście produktom nic się nie stało.

T.S.: A na zakończenie: co by pan powiedział młodym ludziom, którzy marzą, żeby zostać prezesem dużej spółki?

F.Y.: Zawsze trzeba ryzykować – nie bać się postawić wszystkiego na jedną kartę. Człowiek, który coś już ma, może mieć znacznie więcej. Dążenie do określonego celu dostarcza nam adrenalinę. Oczywiście prowadzenie własnego biznesu to ryzyko i ogromna odpowiedzialność, która na tobie spoczywa. Nie możesz przecież zawieść ludzi, którzy ci zaufali. Sam popełniałem błędy, ale wyciągałem z nich wnioski i szedłem dalej. Zawsze szedłem do przodu. W mojej firmie nie ma „ja”- jest „my”. Jeśli ktoś popełnił błąd, to nie obarczamy winą jednej osoby. Zawsze staram się wysłuchać jedną, jak i drugą stronę i je pogodzić. To właśnie klucz do sukcesu, dzięki temu najbardziej wartościowi ludzie zawsze z nami zostają.

T.S.: Dziękuję za rozmowę.

  • kg
Najnowsze artykuły