A gdyby tak rzucić wszystko i… pojechać Matizem na Nordkapp? Niesamowita podróż Huberta Zasępy

27.11.2023

A gdyby tak rzucić wszystko i… pojechać Matizem na Nordkapp? Niesamowita podróż Huberta Zasępy

Przylądek Północny jest jednym z najdalej wysuniętych na północ miejsc w Europie. To norweski klif o wysokości ponad 300 m n. p. m. Nic więc dziwnego, że Nordkapp przyciąga pasjonatów dalekich podróży. Hubert Zasępa to jedna z tych osób, której udało się już postawić tam stopę. Choć w jego przypadku powinnam raczej napisać – zaparkować Matiza.

Milena Zębik: Jest wiele nietypowych pomysłów na podróżowanie, ale jak zrodził się ten, żeby z Matiza zrobić kampera i w ten sposób zwiedzać świat?

Hubert Zasępa: Zaczęło się od niewinnego pytania: co jest tak naprawdę potrzebne, aby podróżować samochodem? Im dłużej kiełkował ten pomysł, tym bardziej ograniczałem koszty i miejsce. Wtedy pojawił się pomysł na zrobienie kampera z samochodu marki Daewoo Matiz. Skończyło się na tym, że w środku jest wszystko to, co niezbędne do życia: miejsce do spania, kuchenka, zlew, lodówka, prysznic, toaleta, dodatkowy akumulator z instalacją, zbiorniki na wodę czystą i szarą z pompami i instalacją, a nawet skromne miejsce na bagaże.

Matiz to taki niepozorny chłopak, którego nikt nie wybiera na boisku do drużyny, ale bardzo mu zależy i bardzo się stara. Jest to konstrukcja bardzo prosta, przestronna wewnątrz (jak na samochód tej klasy) i z fascynującą historią. To właśnie na ów prostocie mi zależało. Kiedy już wiedziałem jakim samochodem będę jeździł, to pojawił się pomysł „Nordkapp” – “Mekka” wszystkich fanów kamperowania.

M.Z.: Ile w związku z tym minęło czasu od zakupu Matiza do zaparkowania na Przylądku Północnym?

H.Z.: Od momentu zakupu samochodu do wyjazdu na Nordkapp minęły niecałe trzy lata. Muszę tutaj wspomnieć, że w natłoku obowiązków nie zawsze sumiennie przykładałem się do pracy przy samochodzie. Bywały okresy całych miesięcy, gdzie nie poświęciłem mu ani minuty. Kiedy już zaplanowałem układ wnętrza, to sama zabudowa wnętrza to około 5 miesięcy.

M.Z.: A jak droga była to inwestycja?

H.Z.: Samochód kupiłem za 770 zł. Przebudowa kilkakrotnie pomnożyła tą kwotę, ale nadal stanowiła jedynie ułamek kosztów, jakie wiążą się z posiadaniem “pełnowymiarowego” kampera.

M.Z.: Kiedy pierwszy punkt, czyli przerobienie Matiza, został już odhaczony, przyszedł czas na zaplanowanie podróży. Jak wspominasz ten proces?

H.Z.: Kiedy samochód był już gotowy, samo zorganizowanie wyjazdu było już proste: sprawdzenie drogi, miejsc postoju, pogody, kosztów, oraz tego, jakie niebezpieczeństwa i przygody mogą na mnie czekać. Szukanie wyjątkowych miejsc po drodze, było już niesamowitą przygodą samą w sobie. Powoli odkrywałem miejsca, w które jadę i coraz bardziej zachwycałem się tym, co znajdowałem. Dopiero wyjeżdżając z Częstochowy, zdałem sobie sprawę, że to, co przez ostatni czas było jakimś abstrakcyjnym wydarzeniem w przyszłości, dzieje się naprawdę. Wyjazd trwał dokładnie dwa tygodnie.

M.Z.: Jaką drogę udało Ci się przebyć tym nietypowym kamperem?

H.Z.: Wyjazd na Nordkapp był pierwszym dłuższym wyjazdem. Ta podróż to była próba, okazja do przetestowania Matiza w praktyce. Pierwszy nocleg w samochodzie miał miejsce w okolicach Rygi. Pierwszy posiłek przygotowany w Matizie miał miejsce tuż za granicą z Estonią. Matiz przejechał łącznie 6745 km i dziewięć państw: Polskę, Litwę, Łotwę, Estonię, Finlandię, Norwegię, Szwecję, Danię i Niemcy. Po drodze odwiedziłem m.in. wioskę św. Mikołaja w Rovaniemi, moczyłem stopy w morzu Barentsa i na samym Nordkapp spędziłem dobę.

M.Z.: Czy zatem kamper z Matiza zdał egzamin?

K.M.: Początkowo Matiza traktowałem jako próbę przed budową większego kampera. To miało być małe laboratorium, w którym niskim kosztem można popełniać błędy przy budowie i uczyć się nowych rzeczy. Potem pojawiła się satysfakcja ze zrealizowanego projektu. Po pierwszym wyjeździe mogę już powiedzieć, że jestem do niego po prostu przywiązany. Podróż na Nordkapp była doświadczeniem dosyć pustelniczym, które pozwoliło mi w pełni docenić ten samochód. Mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć: Tak! Zdał egzamin na piątkę. Nocowanie w nim jest zaskakująco wygodne, choć jest to jedyna czynność, którą można wykonywać swobodnie w środku. Taki też był plan. Zmierzyć się z tą przestrzenią i sprawdzić, gdzie jest granica wygody. Jeszcze jej nie przekroczyłem, więc drzemie w Matizie spory potencjał.

M.Z.: Ponad 6700 km, dziewięć państw, pełne wyposażenie… zdaje się, że Matiz jest niezniszczalny. Czy po drodze pojawiły się w ogóle jakieś problemy?

H.Z.: Największym wyzwaniem były słowa: “Kochanie kupiłem Matiza i buduję kampera”. Teraz z perspektywy czasu traktuję to jako zabawną anegdotę, bo cierpliwość żony i rodziny to największy bohater tego wyjazdu. Po drodze pojawiło się kilka drobnych usterek, ale żadna nie była na tyle istotna, by zagrozić podróży. Matiz spisał się znakomicie! Gorzej ze mną. Wybrałem się za koło podbiegunowe zapominając m. in. o czapce. Ten błąd naprawiłem w miasteczku św. Mikołaja i teraz mam nową czapkę – użyteczną pamiątkę z wyjazdu. Inny problem pojawił się na samym przylądku. Na klifie 307 m n. p. m. przypomniałem sobie, że to nie jest to najbardziej komfortowa sytuacja dla kogoś z lękiem wysokości.

M.Z.: Zgaduję, że po udanej wyprawie na Nordkapp narodziły się kolejne pomysły na podróże.

H.Z.: Obecnie przeprowadzam drobne naprawy, modyfikacje, aby ten mały zuch był w jak najlepszej formie. Planów jest wiele! Nawet w najbliższej okolicy można znaleźć niezwykle fascynujące miejsca. Chyba należę do osób, które za cel podróży równie chętnie co Paryż, Rzym, czy Wiedeń, wybiorą największą patelnię na świecie w Lądku-Zdroju. Wszystkie oscylują wokół miejsc, gdzie można odpocząć od tłumów turystów, nie latają tanie linie lotnicze, i ze spokojem można “przewietrzyć głowę”. Matiz przetestowany w surowych warunkach, więc rozsypał się worek z pomysłami. Ahoj przygodo!

M.Z.: Dziękuję za rozmowę!

 

   

Tak wygląda w środku:

Fot. archiwum prywatne

  • red.
Najnowsze artykuły