Kuba Bociąga i jego „100 krajów przed 40-tką”. Premiera drugiej części książki

27.11.2023

Kuba Bociąga i jego „100 krajów przed 40-tką”. Premiera drugiej części książki

Kuba „Qba” Bociąga znany jest nam wszystkim jako wokalista częstochowskiej grupy AmperA, ale poza muzyką, realizuje swoje podróżnicze pasje. Postanowił zwiedzić „100 krajów przed 40-tką” i wszystko opisać. Za sobą ma już debiutancką książkę, a 9 grudnia w Pubie Sportowym Stacherczak odbędzie się premiera jej drugiej części.

Paula Nogaj: Spotykamy się przed premierą Twojej kolejnej książki, więc może od razu zapytam, gdzie i kiedy się ona odbędzie?

Kuba Bociąga: 9 grudnia o godzinie 19.00 w Pubie Sportowym Stacherczak przy Alei Kościuszki 1. Będzie to premiera mojego drugiego tomu – pierwszy miał premierę w Miejskiej Galerii Sztuki, co też było dla mnie takim fajnym przeżyciem, bo wiadomo – sala kinowa, ten szczególny klimat. Było dużo oficjalnych rzeczy i wtedy zrobiliśmy afterparty w Pubie. Pamiętam, że był to środek tygodnia, a frekwencja była niesamowita. Tym razem zapraszam od razu do Stacherczaka, ponieważ chciałem, żeby było tak mniej oficjalnie. Rozmowę ze mną będzie prowadził Maciej Hasik. Pokażemy zdjęcia, będę opowiadał o moim życiu, książce, przygodach.

PN: W Stacherczaku, gdzie odbędzie się premiera Twojej drugiej książki, wielokrotnie występowałeś ze swoim zespołem. Jak łączysz bycie muzykiem z pasją do podróżowania? Czy te dwie aktywności mają na siebie wpływ?

KB: Jasne, że tak. Obie te pasje zacząłem rozwijać już jako dziecko – grałem na gitarze i śpiewałem, były pierwsze podróże. Jako dwudziestolatek zacząłem jeździć coraz dalej. Kiedy zakładaliśmy zespół AmperA w 2012 roku, byłem już ugruntowanym podróżnikiem. To też miało na pewno wpływ na naszą muzykę i w kilku numerach starałem się przemycić te podróżnicze elementy – jak na przykład w utworze “Ucieczka”. Poza tym nasza pierwsza płyta „TriP” miała okładkę właśnie ze zdjęciem z Alaski, gdzie byłem, a wewnątrz książki te wszystkie strony były ozdabiane zdjęciami z mojej podróży. Teraz jadę do Algierii na pustynię, gdzie można spotkać wielu muzyków. Może coś tam usłyszę i będzie to dla mnie inspiracja.

PN: Zdarza się, że w podróży spontanicznie występujesz dla ludzi, których spotykasz?

KB: Czasami, w jakimś mniejszym gronie albo w jakiejś knajpce. Z reguły nie mam jednak parcia na takie rzeczy – zawsze to znajomi mnie popychają do takich występów, co w zasadzie z marszu nie jest takie proste.

PN: A wracając do Twojej nowej książki, która niebawem będzie mieć premierę. Czym różni się od tej pierwszej?

KB: Pierwszą książkę napisałem dość spontanicznie, na takim luzie, bez żadnej presji, czy wymagań, chociaż z obawami, jak ludzie na nią zareagują. Przy kolejnej, miałem już większe doświadczenie i wydaje mi się, że jest nieco bardziej merytoryczna. Specjalnie podzieliłem ten projekt na dwie książki, bo nie zmieściłbym wszystkich krajów w jednym tomie. W pierwszym z nich opisuje 50 krajów, drugi dotyczy kolejnych 50. Jest utrzymana w podobnym tonie. Ma też podobną okładkę – pracował nad nią mój znajomy rysownik Andrzej Folholc. W środku wszystko jest utrzymane w tej samej stylistyce – jest dużo zdjęć, ciekawostek, połączenie moich przygód z wiedzą na temat krajów, które zwiedziłem. Udało mi się stworzyć też rozdział bonusowy, ze 101. zwiedzonym przeze mnie krajem – Kubą, gdzie nie tak dawno byłem.

PN: Czy ta książka może być dla kogoś przewodnikiem?

KB: Oprócz takich życiowych perypetii, które tam opisałem, na pewno można spodziewać się solidnej dawki informacji – takich praktycznych z punktu widzenia podróżnika, choć nie takiego, który sypia w hotelach. To bardzo szczera książka i trochę niegrzeczna, bez ściemy, dla pełnoletnich odbiorców.

PN: Skąd w ogóle pomysł na jej napisanie?

KB: To wyszło spontanicznie. Często opowiadałem ludziom te różne historie z podróży i było dużo śmiechu. Postanowiłem po prostu to wszystko spisać i przybrałem taką prostą konwencję, pisząc normalnym językiem dla ludzi. Niektórzy mówią, że nie przeczytali w swoim życiu żadnej książki, a po tę moją sięgnęli. Twierdzą, że jest fajnie napisana, można tam znaleźć mnóstwo ciekawostek, dowiedzieć się podstawowych rzeczy o danym kraju.

PN: Który z krajów najbardziej cię zaskoczył albo był największym wyzwaniem?

KB: Kiedyś wszystkie te kraje w jakimś stopniu były wyzwaniem. Teraz dużo łatwiej się podróżuje, bo przynajmniej od kilku lat wszędzie są bankomaty, dostęp do Internetu, a karty sim można kupić na lotniskach. Oczywiście nie wszędzie, ale jest to już dużo łatwiejsze. Kiedyś logistycznie było to bardzo trudne. Jeździłem w miejsca, gdzie nie wiedziałem, co zastanę. Trzeba było na miejscu zasięgać języka. Bardzo miło wspominam Tadżykistan – to był 2011 rok. Tam nie miałem Internetu, nie ma też żadnej komunikacji między miastami. Jeździliśmy stopem z saperami i z takimi różnymi ludźmi, którzy na przykład transportowali głazy i tak dalej. Tadżykistan nie jest totalnie zacofany, ale to nie jest też turystyczny kraj. Spaliśmy albo pod gołym niebem, albo u przypadkowych ludzi. Miałem na przykład taką sytuację, że taksówkarze kłócili się między sobą o to, z kim mamy pojechać, więc zadecydowałem, że pojedziemy z tym, u którego możemy przenocować. Ten, który się zadeklarował, ugościł nas tak, jak było ustalone i nawet poczęstował jedzeniem, bo to wynika akurat z ich kultury. Jak jesteś ich gościem, to przyjmują cię na wypasie.

PN: Masz w zanadrzu więcej takich szalonych historii?

KB: Jasne! Pierwszego dnia w Duszanbe, w stolicy Tadżykistanu zobaczyliśmy coś totalnie odjechanego – mianowicie człowieka, który szedł z niedźwiedziem. Ten człowiek usiadł obok nas na ławce, udało mi się zrobić kilka zdjęć, trochę się pośmialiśmy. W międzyczasie ulicą szła kobieta, na którą ten niedźwiedź się rzucił. Ona się przewróciła i nawet straciła przytomność – nikt jednak nie przejął się tym zbytnio – ocucili tę kobietę i ona poszła sobie dalej bez pretensji, a mężczyzna wsiadł na niedźwiedzia i odjechał na nim.

PN: A jeżeli chodzi o bezpieczeństwo, to czy miałeś takie momenty, że może trochę się bałeś, albo miałeś wątpliwości, czy teren, na który wchodzisz jest bezpieczny?

KB: Staram się o tym nigdy nie myśleć, bo wtedy faktycznie można zacząć się bać i to psuje całą zabawę. Oczywiście obawiałem się, jak leciałem na przykład do Iranu, bo to był taki pierwszy kraj fundamentalny, jeśli chodzi o religię – trochę taki zamknięty świat. Tam na przykład nie działają karty, więc musiałem mieć gotówkę, a przecież jeżeli cię napadną i okradną, to nie jesteś w stanie nawet wypłacić pieniędzy. To może trochę przerażać. Czasami trzeba iść jednak na żywioł z takim podejściem „będzie, co będzie”. Zauważyłem, że w tych biedniejszych krajach ludzie są bardziej operatywni – muszą radzić z różnymi sytuacjami i kombinują. Na przykład wymiana kasy w mieszkaniu – przyjeżdża do Ciebie człowiek z drugiego końca Hawany, bo oficjalny kurs jest słaby i tak się bardziej opłaca.

PN: Spotkały cię gdzieś nieprzyjemne sytuacje? Zostałeś oszukany?

KB: Zdarzały się wtopy. Na przykład w Gwatemali po przekroczeniu granicy, czekał autobus do miasta, do którego miałem jechać z kolegą. Byliśmy już zmęczeni i cieszyliśmy się, że w końcu udało się wyrwać z tego Meksyku. Zapłaciliśmy za przejazd mężczyźnie, który stał przy wejściu do autobusu. W ogóle nie wzbudzał żadnych podejrzeń. Był uśmiechnięty – zrobiłem mu nawet zdjęcie. Dopiero później okazało się, że kierowcą jest ktoś inny, bo w połowie drogi ten właściwy kierowca zatrzymał się i zaczął zbierać od ludzi kasę za bilety. Musieliśmy zapłacić jeszcze raz. To było dziwne, bo w tym autobusie było dużo ludzi i nikt nas nie ostrzegł.

PN: Jak wybuch pandemii wpłynął na realizację Twojego projektu?

KB: Przez pandemię nie zdążyłem zrobić tego programu, bo przecież zaplanowałem sobie odwiedzenie 100 krajów przed czterdziestką – zrobiłem 91. Teraz mam już na koncie 101 – nadrobiłem tak szybko, jak tylko było to możliwe.

PN: Co poczułeś, gdy dotarłeś do tego upragnionego, setnego kraju?

KB: To trochę zabawne, bo dla żartu ucałowałem ziemię w Iraku. A tak na poważnie, to ogarnęło mnie ogromne wzruszenie. Miałem w głowie tylko myśl „Zrobiłeś to!”.

PN: Skoro zrealizowałeś swój cel, to co dalej?

P: Na pewno będę jeszcze podróżować, ale muszę też skupić się na swojej przyszłości. Takie tam życiowe rozkminy. Zapewne po wydaniu tej drugiej książki, minie trochę czasu, pozwiedzam parę krajów i może za rok czy dwa wymyślę znowu jakiś podróżniczy projekt, które może okazać się wyzwaniem. Oczywiście muszę mieć na uwadze, że mam swoje prywatne życie i nie chcę go rozwalić. Jak się dużo podróżuje, to nie idzie to w parze z tym życiem, które buduje się tu na miejscu.

PN: Czy skoro tak wiele krajów już zwiedziłeś, to Polska wydaję ci się mniej atrakcyjna?

KB: Nie, jest fajna. Byłem w większości rejonów w Polsce i też zdarza mi się jeździć tam, gdzie wcześniej nie byłem.

PN: W jaki sposób chciałbyś zachęcić czytelników, aby sięgnęli po Twoją książkę?

KB: Jest ciekawa, bardzo humorystyczna. Przy pierwszej wszyscy mówili mi, że pękali ze śmiechu, bo ja tam naprawdę nieźle sobie żartowałem, jednocześnie pisząc o poważnych rzeczach. W moich książkach nie ma zadufania. Jeżeli chcecie się dowiedzieć, jak moimi oczami wygląda ten świat, szczerze polecam.

PN: Dziękuję za rozmowę.

  • red.
Najnowsze artykuły