Skarby Jury: o zamku Bobolice i Mirów rozmawiamy właścicielem  Jarosławem Laseckim

29.07.2023

Skarby Jury: o zamku Bobolice i Mirów rozmawiamy właścicielem  Jarosławem Laseckim

Położony na malowniczym, skalistym wzgórzu zamek Bobolice to jedna z bardziej znanych warowni leżących na Szlaku Orlich Gniazd. Dzieli go półgodzinny spacer od bliźniaczej twierdzy w Mirowie. Zamek stanowi ciekawy przykład budowli, która po wiekach bycia ruiną została odbudowana. Dzisiaj rozmawiamy z właścicielem obu zamków, panem Jarosławem Laseckim, który z prywatnej kieszeni wraz z bratem odbudował zamek Bobolice i Mirów. Jarosław W. Lasecki to przedsiębiorca, były senator. Pochodzi ze szlachty herbu Dołęga z Litwy. Jego rodzina osiadła na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej 200 lat temu. Studiował na Politechnice Krakowskiej, na Uniwersytecie Paderborn i Politechnice w Akwizgranie, pracował w Boston Consulting Group. Zarządzał kilkunastoma tysiącami ludzi. Teraz zabiega o turystyczny rozwój regionu.

Teresa Szajer.: Niektórzy obiecują odbudowę zamków, a Pan to po prostu robi od lat na Jurze i w dodatku bez żadnego dofinansowania. Moje pytanie brzmi, co Pana skłoniło, że zdecydował się Pan na kupno zamku w Bobolicach?

Jarosław Lasecki: Można powiedzieć, że troszkę szaleństwa zawsze w sobie trzeba mieć. Poza tym Niemcy chwalą się swoimi zamkami nad Renem, Francuzi nad Loarą… Dlaczego my, Polacy, nie mamy być dumni z pięknych zamków, które znajdują się na Szlaku Orlich Gniazd? Poza tym trzeba umieć szybko reagować na różnego rodzaju niespodzianki życiowe. Były to lata dziewięćdziesiąte, ówczesny konserwator zabytków Aleksander Broda przypadkiem zainspirował nas, abyśmy ten zamek uratowali. Podczas wizyty u nas na wsi opowiedział nam śmieszną anegdotę, jak chłop gonił go z siekierą właśnie po zamku Bobolice, krzycząc, że to jego własność! Do tej pory wszyscy byli pewni, że zamek Bobolice to własność państwowa. Tymczasem nie, jego pradziadek podczas parcelacji gruntów przez cara dostał skrawek ziemi, a na nim ruiny zamku. Komuna nie zdołała mu zabrać tego skrawka ziemi i po jej upadku, ruiny nadal były prywatne. Zastanawialiśmy się wspólnie z konserwatorem, co można zrobić, aby ocalić ten zamek, a właściwie ruiny tego zamku. Wówczas mój brat postanowił pojechać z wizytą do pana Baryły, który był właścicielem zamku, aby z nim o tym porozmawiać. Finał był zaskakujący. Po kilku butelkach żurawinówki, pan Baryła którą sam produkował, , zadecydował on o sprzedaży zamku. Więc go po prostu kupiliśmy. Nie mieliśmy wtedy wielkiej wizji, chcieliśmy tylko wzmocnić mury. Tylko w ten sposób mogliśmy ocalić to, co zostało, przed dalszą degradacją. Ogromnym zagrożeniem dla zamku byli okoliczni chłopi, którzy z zamku zabierali kamień do budowy domów i stodół i „pseudoturyści” którzy chodząc po ruinach bardziej je rujnowali. Dodatkowo po II wojnie światowej mury zamku częściowo rozebrano. Posłużyły do zbudowania drogi łączącej Bobolice z Mirowem. Nietrudno się domyślić, że z każdym rokiem było coraz gorzej, zabytkowe zabudowania popadały w ruinę.

 

T.S.: Czy zdradzi nam Pan, jaka to była kwota, którą musieliście z bratem zapłacić za te ruiny zamku, który kiedyś zbudował Kazimierz Wielki?

J.L: Jak na ówczesne czasy, była to kwota istotna. Za tę kwotę Pan Baryła wybudował sobie okazałą willę w Bobolicach, którą, wyjeżdżając z zamku, można zobaczyć.

 

T.S.: Początkowo chcieliście tylko wzmocnić mury zamku, jak to się stało, że prace poszły w kierunku całkowitej rewitalizacji?

J.L: Takie zabezpieczenie ruin zamku powinno być robione w sposób profesjonalny. Zaczęliśmy więc od prac naukowych, na które składały się badania historyczne, architektoniczne, archeologiczne, fotogrametryczne, stratygraficzne, dendrologiczne i inne. Po zakończeniu tego etapu okazało się, że jedynym sposobem, żeby uratować zamek, nie jest podpieranie ścian, tylko powiązanie tych ścian pomiędzy sobą stropami i w dalszej konsekwencji nakrycie zamku dachem, czyli jego częściowa rekonstrukcja. Król Kazimierz Wielki wybudował ten zamek w dwa lata, a my rewitalizowaliśmy go w jedenaście, tocząc jednocześnie batalię z konserwatorami zabytków.

Jego rewitalizacja opierała się na ówczesnej teorii konserwatorskiej. Oczywiście w sposób bardzo dyskusyjny, ponieważ w trakcie prac okazało się, że nie ma w Polsce jednoznacznej i wszechobowiązującej doktryny konserwatorskiej. Tylko jest ich wiele. Nie ma jednej teorii, według której trzeba byłoby postępować i tak naprawdę przyczynkiem w ogóle do dyskusji na temat teorii

konserwatorskich było stwierdzenie, że każdy zamek trzeba rozpatrywać indywidualnie. Pamiętajmy również o tym, że w Polsce mamy zupełnie wyjątkową sytuację, jeżeli chodzi o ilość zamków, bowiem jest ich zaledwie 400. Natomiast w samej małej Szkocji było aż 5 000 zamków. We Włoszech, w państwie porównywalnym powierzchniowo do Polski, było tych zamków ponad 3 000. W Niemczech zamków łącznie z pałacami jest 200 000. Powinniśmy więc dbać o to, by te zamki przetrwały dla potomnych, ale nie w formie ruin. Zostawianie ruin to jest w pewnym sensie oddawanie hołdu najeźdźcy, który doprowadził taki obiekt do zniszczenia. To tak jakbyśmy stawiali pomnik najeźdźcy. Ja się z tym nie zgadzam. Powinniśmy te zamki i te zabytki tak pielęgnować, aby one mogły przetrwać następne 650 lat.

 

T.S.: Nad procesem rewitalizacji zamku Bobolice czuwa konserwator zabytków. Czy trudna jest to współpraca? Od czego zaczęliście odbudowę zamku?

J.L.: Niczego nie robiliśmy na własną rękę. Skontaktowaliśmy się z największymi autorytetami w dziedzinie archeologii, znanymi architektami, inżynierami i konserwatorami. Rad udzielali nam m.in. znani archeolodzy – dr Sławomir Dryja, czy prof. Leszek Kajzer. Poprosiliśmy o konsultacje architekta krajobrazu prof. Janusza Bogdanowskiego, a projekt zrobił architekt dr Waldemar Niewalda. Prof. dr Stanisław Karczmarczyk z zespołem Politechniki Krakowskiej zadbał o zabezpieczenia. Zrobiliśmy wszechstronne badania archeologiczne. Eksperci z Instytutu Geologii i Górnictwa z Katowic prześwietlili całą skałę, na której stoi zamek. Nawet cieśle, kamieniarze i murarze, którzy brali udział w pracach w Bobolicach, znają się na fachu od pokoleń. Wszystko po to, żeby jak najwierniej odtworzyć wygląd oryginalnego zamku. Jeżeli chodzi o współpracę z konserwatorem – po tylu latach doświadczeń jest dla nas już partnerem. Te czasy, kiedy szorstko przyjaźniliśmy się, dawno minęły. Dzisiaj konserwator wie, że bardzo dbamy o działania konserwatorskie. Nie ma drugiego takiego inwestora, który z takim pietyzmem i z takim zrozumieniem dla istoty rewitalizacji podchodziłby do zabytku. Współpraca powoli się ustabilizowała i stała się merytoryczna. Jednak początki były trudne. Podczas naszej przygody z zamkami Bobolice i Mirów pożegnało się ze stanowiskiem aż czterech konserwatorów zabytków. Powody były różne, jedni oskarżeni o łapówki, inni o malwersacje, czy niekompetencje. Wniosek nasuwa się sam, konserwatorzy przeminą, a zamki pozostaną.

 

T.S.: Czy warto przyjechać, aby obejrzeć zamek Bobolice ? Co ciekawego można zobaczyć na zamku?

J.L.: W udostępnionych do zwiedzania wnętrzach warowni obejrzeć można zrekonstruowane komnaty. Podczas badań  wydobyto wiele artefaktów w postaci monet, fragmentów kafli piecowych, naczyń szklanych oraz elementów metalowych, toteż w jednej z półbaszt urządzono muzeum. Z ciekawostek można zobaczyć prawdopodobnie część skobla

dawnego… pasa cnoty. Zrekonstruowano również pomieszczenie, o którym mówi się, że „tam król chadzał piechotą”. W Zamku znajduje się także kaplica, do której obraz MB Zamkowej podarował abp Stanisław Nowak, metropolita częstochowski, który wspierał mocno odbudowę zamku. Są też lochy, wtrącano tam niepokornych; zza dębowych drzwi nie słychać było jęków. I wejście do tajemnego korytarza, o którym od lat opowiada się legendy, że łączy ten zamek z zamkiem w Mirowie, choć może to tylko tzw. wycieczka czy wypad, wyjście poza fosę na wypadek oblężenia.

 

T.S: Przejdźmy do legendy. Wszyscy słyszeli o białej damie, która pojawia się na zamku…

J.L: Jest to  legenda o dwóch braciach i o zamkach w Mirowie i Bobolicach. Brat Bobol mieszkał na zamku w Bobolicach, a Mir w Mirowie. Bracia bardzo się kochali, wspólnie polowali i wyjeżdżali na wyprawy wojenne. Z tych wypraw wracali obładowani zdobyczami i gromadzili je w łączącym oba zamki tunelu, który biegnie pod Grzędą Mirowską. Pewnego razu Bobol, oprócz skarbów, przywiózł sobie z wyprawy wojennej żonę, ale zakochał się w niej Mir, a ona w nim. Zaczęli spotykać się w tunelu łączącym zamki. Bobol się o tym dowiedział i pewnego dnia, zastawszy ich w tunelu – zabił brata, a żonę żywcem tam zamurował. Od tego czasu duch białej damy chodzi po zamku w Bobolicach i straszy turystów. Zawsze w czwartki. (Smiech)

T.S: Teraz zdradzi nam pan, jakie sceny filmowe tutaj były nagrywane i do jakich produkcji?

J.M.: Ponieważ obiekt został w 100 proc. zrewitalizowany, dlatego Bobolice są bardzo popularne wśród filmowców. Powstały tu zdjęcia nie tylko do serialu “Korona królów”, ale również nagrywano tu teledysk do “Meridy Walecznej”, a z kolei piękne plenery położonego nieopodal zamku Mirów znalazły się w filmie Andrzeja Wajdy o malarzu Władysławie Strzemińskim pt. “Powidoki”. No i oczywiście sceny do Wiedźmina były tutaj również kręcone. Było tych produkcji sporo, a o niektórych jeszcze nie mogę mówić ponieważ związany jestem umową. Ale Netflix tutaj był. (Śmiech)

 

T.S.: Wieść niesie, że macie smaczne i bardzo oryginalne dania …

J.L.: Przy Zamku w Bobolicach rzeczywiście znajduje się restauracja, w której można dobrze zjeść.  Chcemy kultywować dobrą, starą tradycję jurajską i tradycję naszego regionu i tego miejsca. Dlatego też, oprócz tradycyjnych dań, które serwuje kuchnia, mamy  dania, które już dawno zostały zapomniane, jak na przykład prażuchy czy kugiel. Kugiel, czyli babka ziemniaczana to danie kuchni żydowskiej. Podstawowym składnikiem są ziemniaki, jajka i mięso. Ciasto kroi się na prostokątne kawałki i koniecznie podawane jest ze zsiadłym mlekiem. Prażuchy natomiast podawane są z jajkiem sadzonym i do tego jest zalewajka. Polecam również kaczkę boboliczkę i jurajskie pieczonki. Dla miłośników podrobów polecam  żołądki gęsie, inaczej przyrządzane niż te, które być może znamy.  Fantastycznym deserem jest “Biała dama”- ulubiony deser dzieci. Jest to ogromna porcja lodów z bezą i bakaliami. Muszę również wspomnieć o specjalnym daniu zwanym u nas “szarpaniec senatorski”. Zdradzę, że jest to rodzaj omletu.

 

T.S.: “Szarpaniec senatorski” to bardzo oryginalna nazwa? Czy zdradzi nam Pan przepis?

J.L.: Do Galicji to danie przywędrowało z Austrii. Legenda głosi, że kiedyś cesarzowi podano omlet, ale to danie mu nie smakowało, podzióbał w nim widelcem i odesłał do kuchni. Podobnie było u mnie – też odesłałem, kiedyś podzióbany widelcem „omlet senatorski” do kuchni z informacją, że nie jest to ten smak, o który mi chodzi. Dostałem nową porcję omletu, ale już poszarpaną. Kucharze śmiali się, że teraz dali mi nie omlet, a “szarpaniec senatorski”. I od tego czasu mamy to oryginalne danie w karcie. Jest to rodzaj omletu z bakaliami i rodzynkami. Podawany ze specjalnymi powidłami ze śliwki, które tutaj na Jurze rosną. No i do tego polecam, oczywiście nie dla kierowców, odrobinę coś mocniejszego…

 

T.S. Czy organizujecie w restauracji imprezy komercyjne: imieniny, urodziny, śluby?

J.L.: Goście do dyspozycji mają nie tylko restaurację, ale również hotel. Wielofunkcyjna sala hotelowa umożliwia organizację szkoleń, konferencji, bankietów oraz innych uroczystości. Możemy przyjąć jednocześnie około 100 osób.

 

T.S.:  Istnieje wiele programów i dotacji celowej na prace konserwatorskie, restauratorskie lub roboty budowlane przy zabytkach. Czy rzeczywiście nie dostaliście żadnego dofinansowania do rewitalizacji zamku Bobolice czy prac na zamku Mirów?

J.L.: Wnioskowaliśmy chyba z jedenaście razy i jedenaście razy mieliśmy negatywną odpowiedź. Raz zamek Mirów został umieszczony na liście obiektów, które mogą być dofinansowane, dostał nawet tzw. promesę. Jednak nigdy nie popłynęły pieniądze, ani ze strony rządu, ani ze strony Unii Europejskiej, ani ze strony samorządu. Wszystko to nasze ciężko wypracowane, prywatne środki.

 

T.S.: Proszę nam powiedzieć, jakby Pan zachęcił turystów do tego, żeby tutaj do Państwa przyjeżdżali?

J.L.: Szlak Orlich Gniazd jest ewenementem na skalę światową. To jedna z najważniejszych atrakcji wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej i jeden z najpiękniejszych i najciekawszych polskich szlaków. Można tutaj zobaczyć unikatowe pomniki przyrody, ale także spowite historią zamki i potężne niegdyś warownie. Jest to niezapomniana podróż do początków państwa polskiego. Trasę tym szlakiem można pokonać w obu kierunkach pieszo, rowerem, a także samochodem. Ważne jest to, że nie ma tu tłumów. Jest to doskonałe miejsce na wypad rodzinny i nie tylko. Na turystów czeka mnóstwo atrakcji, warto odkrywać takie miejsca. I wpierać ratowanie polskich zamków.

  • red.
Najnowsze artykuły