To nie moja wina

24.07.2021

To nie moja wina

Nie jest celebrytą, nie bryluje na ściankach, nie trafia na pierwsze (a nawet kolejne) strony portali plotkarski. Ba! Na swoim koncie nie ma nawet żadnego skandalu! Na co dzień siedzi cichutko za ekranem swojego komputera i tworzy nieziemskie grafiki. Na dodatek je mięso, gluten i jeszcze do niedawna portale społecznościowe były mu zupełnie obce. Teraz jednak usłyszy o nim cała Częstochowa, a nawet i Polska! Nasz kolega zza ściany postanowił bowiem napisać książkę! „To nie moja wina” to debiut częstochowianina Sebastiana Sadleja. I śmiemy twierdzi, że niezwykle udany – wysłał swój tekst do wydawnictwa SQN i niemal natychmiast otrzymał odpowiedź. I w ten oto sposób na rynku ukazała się niezwykła powieść z Bieszczadami w tle…

Katarzyna Gwara

Natalia Lewandowska: Grafika komputerowa i projektowanie stron internetowych z pisaniem mają niewiele wspólnego. Skąd więc pomysł na stworzenie własnej książki?

Sebastian Sadlej: Taki pomysł chodził mi po głowie chyba od zawsze. Co prawda nigdy nie kształciłem w tym kierunku, ale już jako dziecko bawiłem się na maszynie do pisania. Interesowało mnie to i chyba czekałem na odpowiedni moment, żeby zrealizować swój plan. Na impuls… I doczekałem się – wykonała go, nieświadomie, moja żona. Oboje kochamy Bieszczady. Jeździmy tam co roku i ciągle nam ich mało. Gdy pojawia się jakiś serial związany z Bieszczadami, czy videoblog, to wszystko to chłoniemy. Moja żona trafiła na książkę, która miała opowiadać o Bieszczadach. Przynajmniej tak była reklamowana. Gdy ją przeczytała, od razu zapytałem o opinię. Byłem ciekaw, czy odnalazła w książce miejsca, które odwiedzamy. Okazało się, że w tym przypadku Bieszczady były tylko chwytem marketingowym. Główny bohater wsiadał w pociąg, wyjechał z wielkiego miasta do lasu, załatwił, co miał załatwić i wrócił. Tyle tych Bieszczad było… Poczułem rozczarowanie, bo chcieliśmy przeczytać książkę, gdzie będą te rejony, które znamy. I wtedy wpadłem na pomysł, że to odpowiedni moment, abym to ja napisał książkę o tym rejonie… Są więc w niej miejsca, które znamy i autentyczne szlaki, które schodziliśmy wzdłuż i wszerz.

N.L.: Czy bohaterowie są również wzorowani na prawdziwych osobach?

S.S.: Nie, postacie są zmyślone. Jakiś zlepek rzeczy, które znam, może coś tam ode mnie wziąłem, od różnych postaci, ale nie ma takiego typowego odnośnika. Może poza jednym bohaterem bardzo pobocznym, którym się zainspirowałem, chociaż też zupełnie zmyślonym. Jest tam postać w Bieszczadach, u której na stancji będzie główny bohater. Rzeczywiście poznałem podobnego gospodarza i przerysowałem go w pewien sposób, on miał odpowiednik w realnym świecie.

N.L.: Którego bohatera najtrudniej było stworzyć? Jest to jednak książka z wątkiem kryminalnym…

S.S.: Tak, jest wątek kryminalny, ale też psychologiczny i obyczajowy. Nie mamy policjanta z papierosem w ustach, z burzliwą przeszłością. Nie jest to taki typowy kryminał. A co do bohatera, powiem tak: bardzo łatwo przychodzili mi bohaterowie, którzy są z Bieszczad. Pojawiają się nawet bieszczadzkie zakapiory. Nie wiem, czy te postacie są mi bliskie, że łatwo mi się o nich pisało (śmiech)? Trudniej było z głównym bohaterem, którego musiałem tworzyć powoli. Z ogólnego efektu jestem jednak zadowolony.

N.L.: Stworzenie tej trudnej psychologicznie postaci było najcięższe?

S.S.: Chyba tak. Ten bohater jest bardziej rozbudowany. Oczywiście, zakapiory, o których wspomniałem, też mają swoje psychologiczne historie. Nie są to postacie tworzące wyłącznie tło. Ale rzeczywiście chyba największa przemiana zachodzi w głównym bohaterze. Zależało mi na tym, żeby te Bieszczady go zmieniały i dlatego musiałem podejść do tego bardzo poważnie.

N.L.: A ciebie Bieszczady zmieniły?

S.S.: Myślę, że tak. Cały czas mnie zmieniają. Zakochałem się w tych górach od pierwszego wejrzenia. Odkąd pokazała mi je żona i pojechaliśmy tam pierwszy raz. I rzeczywiście jeździmy tam co roku. Nie wyobrażam sobie roku bez Bieszczad. Już teraz mamy zaklepany kolejny wyjazd i nie mogę się doczekać.

N.L.: Czy utożsamiasz się z którymś z bohaterów? Która postać jest ci najbliższa?

S.S.: Dyskusje zakapiorów i ich rozmowy sprawiały mi dużą przyjemności. Zarówno, gdy je pisałem, jak i później czytałem. Bałem się, że ludzie będą utożsamiali mnie z Krzysztofem, głównym bohaterem, ze względu na wyjazd w Bieszczady. Fakty z jego życia mogą się pokrywać z moimi. Na pewno coś ode mnie wziął. Wiadomo, że tworząc go, musiałem coś z siebie oddać, ale nie utożsamiam się z tą postacią. Nie chciałbym, żeby ktoś uważał, że to odwzorowanie mnie. Także, najbliżsi są mi chyba jednak bieszczadzkie zakapiory.

N.L.: Jak długo pisałeś książkę?

S.S.: Książka powstawała w tajemnicy. Gdy wymyśliłem, że ją napiszę, to nie przyznałem się nikomu. Nawet żonie… Stwierdziłem, że gdy skończę, to jej anonimowo podrzucę, żeby usłyszeć jej opinię, chociaż trochę obiektywną. Pisałem w wolnym czasie – godzinkę przed spaniem, gdy żona była w łazience, gdy siedziałem gdzieś w kolejce, to pisałem na telefonie. Trudno mi określić ramy czasowe. Od momentu, kiedy wpadłem na pomysł, że napiszę książkę do momentu wysłania jej do wydawnictwa to około roku. Czasami przez kilka tygodni nie napisałem nic.

N.L.: Jaka była najciekawsza część procesu twórczego?

S.S.: Dla mnie całość była ciekawa. Nie mam żadnego wykształcenia związanego z pisaniem książek i literaturą. Wszystkiego się uczyłem. Bardzo podobał mi się moment, zanim napisałem pierwsze zdanie książki to, że już znałem całą historię. Miałem ramowy plan w głowie, ułożone, co dokładnie i kiedy ma się wydarzyć. Podobały mi się momenty, gdy na przykład jakiś fakt zaczynał mi się zgrywać z kolejnym i wszystko łączyło się w całość. Sprawiało mi to dużą przyjemność.

N.L.: Czyli wszystko było zaplanowane z góry?

S.S.: Tak, znałem zakończenie już na samym początku. Oczywiście niektóre rzeczy zmieniały się w trakcie pisania. Miałem na przykład rozpisane, że dana postać ma zdradzić tę część tajemnicy i że to ma wyjść w dialogu. W momencie, gdy te postacie zaczynały rozmawiać między sobą, to te dialogi szły w innym kierunku, tak jakby oni żyli własnym życiem. Nie przeszkadzałem im w tym. W efekcie wychodziło na to, że postać zdradziła zupełnie inną informację, niż początkowo zakładałem. Dlatego mniej więcej w połowie książki musiałem ten plan trochę przebudować. Myślę jednak, że to pozytyw, bo dzięki temu dialogi były naturalne. Nie zmuszałem danej postaci, że masz powiedzieć to, tylko ona sobie tam mówiła to, co rzeczywiście czuła. O ile tak to można nazwać.

N.L.: Jak z twojej perspektywy wygląda proces wydawania książki?

S.S.: Gdy skończyłem pisać książkę, to zgrałem ją na czytnik i podrzuciłem żonie. Zachęcałem ją “słuchaj, znalazłem nową książkę o Bieszczadach, podobno rzeczywiście są te Bieszczady, więc myślę, że warto przeczytać”. Na co odpowiedziała, że “tak już, to słyszałam, znam te chwyty reklamowe, jak będę miała czas, to przeczytam”. I w tej oto sposób książka leżała, a ja trochę o niej zapomniałem. Trwało to około dwóch miesięcy. Cierpliwie czekałem jednak na pierwsze opinie. W międzyczasie zacząłem czytać, co dalej. Byłem zadowolony ze swojej pracy, pomyślałem, że może warto spróbować ją wydać. Znalazłem mnóstwo blogów, których autorzy piszą, że tak naprawdę skończenie książki, to jest dopiero początek katorgi, teraz autor musi uzbroić się w cierpliwość. Większość pewnie w ogóle nie odpowie, na emaile zwrotne czeka się nawet kilka miesięcy! A jak ktoś jest debiutantem, to w ogóle krzyż na drogę. Stwierdziłem, że skoro i tak czekam, aż przeczyta to moja żona, to zacznę coś działać. Zrobiłem sobie listę wydawnictw, w których najbardziej chciałbym wydać. Na samym szczycie było to, które najbardziej mnie interesuje – wydawnictwo SQN. Współpraca z nim można powiedzieć, że była moim marzeniem. Napisałem do nich wiadomość, ze świadomością, że będę pisał kolejne i czekał. Pamiętam, że to było wtorkowy wieczór… W czwartek do południa dostałem odpowiedź od wydawnictwa o następującej treści: jesteśmy pod wrażeniem pana pracy i jesteśmy zainteresowani wydaniem pana książki”. To był dla mnie ogromny szok!

N.L.: Jak wydawnictwo zareagowało na debiutanta?

S.S.: Nie wiem, czy to jest jakiś profil wydawnictwa teraz, że bardziej stawiają na debiutantów czy akurat tak ich zainteresowałem. Wierzę, że to drugie (śmiech). Cieszę się bardzo. Dobrze mi się z tym wydawnictwem współpracuje. Teraz się śmieję, że trwało to dwa dni. Tak naprawdę po wydaniu to jeszcze około rok czekałem na samo pojawienie się książki na rynku. Jeszcze praca z redaktorką, panią Joanną Miką, której dziękuję bardzo za pomoc.

N.L.: Czy jest plan na kontynuacje powieści, inne książki?

S.S.: Historia, którą przedstawia książka „To nie moja wina”, to jest historia tak naprawdę zamknięta. Nie stawiam czytelnika na koniec z informacją: a co dalej? Być może kiedyś zamarzy mi się kontynuowanie losów któregoś z bohaterów, ale na tę chwilę myśląc o drugiej książce, myślę o zupełnie nowej historii.

N.L.: To też będzie kryminał?
S.S.: Myślę, że tak… że to jest coś mojego. Kryminał, ale nie do końca, nie taki oczywisty, z wątkiem psychologicznym, obyczajowym. W tym czuję się dobrze.

N.L.: W jaki sposób zareklamujesz książkę, żeby zachęcić czytelników do przeczytania?
S.S.: Myślę, że jest to książka dla każdego, kto już był kiedyś w Bieszczadach i zakochał się w tym miejscu. Podobno tam się jedzie tylko raz, a później już tylko wraca. Myślę, że dzięki tej książce czytelnik, siedząc w fotelu, może przenieść się prosto w te rejony. Jest to też książka dla tych, którzy jeszcze nigdy nie byli w Bieszczadach, chcieliby rzucić wszystko i tam wyjechać, ale jeszcze brakuje im na to czasu, czy też odwagi. Myślę, że za pomocą tej lektury będą mogli zobaczyć, co tam naprawdę ich czeka, w tym dzikim wschodzie Polski. To pozycja także dla ludzi zainteresowanych Wołyniem i losami Kresów…

N.L.: I na zakończenie… Gdzie możemy kupić książkę?
S.S.: 28 lipca będzie oficjalna premiera. Od tego momentu książka będzie dostępna we wszystkich najpopularniejszych księgarniach jak Empik, Świat Książki, Bonito czy Tania Książka. A do tego czasu można ją zamawiać w Internecie. Dostępna jest również w sklepie SQN Store, który jako jedyny wysyła książkę jeszcze przed premierą. Przy tej okazji zapraszam na moją stronę internetową www.sebastiansadlej.pl, gdzie jest więcej informacji o książce i linki do sklepów. Zapraszam również do obserwowania mojego profilu na Facebooku.

N.L.: Dziękuję za rozmowę.

 

  • Natalia Lewandowska
  • Katarzyna Gwara
Najnowsze artykuły